Parafia św. Wawrzyńca
Nowy Sącz – Biegonice

Wyzwanie dla wytrwałych. Ekstremalna Droga Krzyżowa

O Ekstremalnej Drodze Krzyżowej dowiedziałem się w ubiegłym roku od kolegi. Przez pół roku stryjek zachęcał mnie do podjęcia wyzwania. I stało się. Zebraliśmy się w 7 osób (grupa budowlańców pracujących na jednej budowie). Jestem człowiekiem przyzwyczajonym do ciężkiej fizycznej pracy, i wytrzymałym. Nie obawiałem się więc żadnych trudności z przejściem drogi krzyżowej. Jakże byłem w błędzie. Przejście Ekstremalnej Drogi Krzyżowej to jednak nie to samo co dźwiganie ciężkich worków z klejem na budowie ….

W dzień drogi krzyżowej (normalnym dniu mojej pracy w godz.6 -18) przez cały czas czułem ciekawość przeżycia czegoś nowego. Pewny siebie, przygotowany fizycznie i nastawiony na duchową ucztę wyruszyłem na Mszę św. o godz. 19:30. Dodam, że każda grupa ma mieć przygotowany krzyż który niesie przez całą noc jako symbol dźwigania krzyża przez Jezusa w drodze krzyżowej. Po Mszy św. byłem tak „naładowany” kazaniem ks. Jacka Stryczka /organizatora i pomysłodawcy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej/, że „nie było drogi” której bym nie pokonał. Z takim nastawieniem wyszedłem na trasę 45 km z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej. Po przejściu 15 km odezwała się moja chora noga. Po kilku następnych kilometrach odbiłem sobie piętę na której pojawił się pęcherz z krwią. Następne 20 km szedłem jedną nogą na palcach przenosząc ciężar na prawą nogę. Mówiłem sobie, że nie dam rady w takim stanie –,,gdzieś ty się chłopie wybrał”. Od czasu do czasu niosąc symboliczny krzyż zatrzymywaliśmy się na rozważania drogi krzyżowej. Za każdym rozważaniem, które czytaliśmy po kolei uświadamiałem sobie jaką drogę przeszedł sam Jezus Chrystus wieki temu. W pamięci miałem film Mela Gibsona ,,Pasja’’.

Wspierając się nawzajem i pomagając nieść sobie plecaki przeszliśmy następne kilkanaście kilometrów. O godz. trzeciej w nocy poczuliśmy mróz, o czwartej znów dopadł mnie kryzys. Brak snu, boląca noga i zmęczenie po całym dniu pracy dawało mi się we znaki. Powtarzałem sobie, że nie dojdę. Jednocześnie wiedziałem, że nie mogę się poddać. Prosiłem Boga o siłę żeby ukończyć drogę krzyżową. Po kilku godzinach – już ranek. Zobaczyłem wieżę Bazyliki w Kalwarii Zebrzydowskiej. Nie czułem już wtedy żadnego bólu i zmęczenia z którymi wcześniej tak się zmagałem. Godz. 10:00 – pokonuję ostatnie metry stromego wejścia do bazyliki. Poczułem wielką ulgę i radość, że dałem radę. Nie takie wyzwania trzeba w życiu pokonać. Satysfakcja, to mało powiedziane. Od 30 godzin na nogach po całonocnym marszu przez lasy, łąki, skałki doszedłem z grupą wdzięczny za dar doświadczenia i bólu jakich doznał każdy z nas w modlitwie i skupieniu.

Po tym przeżyciu z pomocą Bożą postanowiłem sobie , że będę co roku chodzić z Krakowa do Kalwarii na Ekstremalną Droga Krzyżową.

W tym roku byłem na Ekstremalnej Drodze Krzyżowej po raz drugi. Namówiłem kilka osób, które idąc pierwszy raz pewnie przeżywały to co ja w zeszłym roku. W tym roku pogoda dała się we znaki – śnieg i deszcz padały całą noc. Nad ranem słyszałem narzekania i frustrację współtowarzyszy ale na wpół śpiący wytrwali do końca drogi krzyżowej. Na Mszy św. ks. Jacek dodawał nam oczywiście otuchy i rozgrzał w nas ducha walki z własnymi słabościami. Dodatkową pomocą w tegorocznej Ekstremalnej Drodze Krzyżowej było dla nas świadectwo ks. kard. Stanisława Dziwisza, który na koniec mszy powiedział ,,Wojtyła też chodził tymi dróżkami na Kalwarię, namawiał księży, znajomych i chodził razem z nimi’’. Więc wyszliśmy z nadzieją na dotarcie do Kalwarii odmienieni, przygotowani na przeżycie Wielkiego Tygodnia z Jezusem i umocnieni do walki z własnymi słabościami na co dzień.

Polecam Ekstremalną Drogę Krzyżową każdemu. Nie warto żyć normalnie. Warto żyć ekstremalnie.

Paweł Jodłowski

 

PS. Zdjęcia i więcej informacji o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej można znaleźć na stronie: www.edk.org.pl